Skål!



...czyli po duńsku: "Na zdrowie!"
Zdrowiu z pewnością tam sprzyja rowerowa infrastruktura, zabudowania, które (przynajmniej dla mnie) nie są przytłaczające, morska bryza... i wiele innych elementów układających sposób, w jaki Duńczycy biorą życie.
Mniej więcej rok temu przeczytałam jedną z modnych książek o duńskiej sztuce życia na „h“. 
I okazało się, że moja codzienność jest całkiem hyggelig.

Spotkania z bliskimi mi ludźmi i to, jak staramy się o nasze relacje (mimo odległości).
Czas, nawzajem, spędzany bez konkretnego zajęcia.
Dni, które samowolnie mianuję świętami (a okazje mniej znane też zdarza mi się świętować).
...czy choćby kawa, w której przygotowanie muszę zaangażować się bardziej, niż tylko nacisnąć guzik w maszynie (team aeropress! ♥).

Trochę mnie bawi, że praktyki nazywane teraz „alternatywnymi“ uprawiam już od tak dawna. O ile wiele z nich to po prostu mój wybór, a modne hasło pomaga ten całokształt nazywać, to jednak przytulne przyzwyczajenia musiały gdzieś mieć swój start.

U mojej Babci, na krześle w kuchni, wisiała zawsze szmaciana torba.
Na tym samym krześle, między szafką a stołem, niezmiennie od lat i zawsze była tam bułka lub kilka. Za każdą wizytą szperałam w torbie szmaciance - za bułką- i zjadałam z masłem, i posypaną cukrem.

Oto i hygge, budowane ze wspomnień.

*tym razem oko Mateusza: mieszkaliśmy w sportowym kompleksie Gerlev Idrætshøjskole, gdzie moje dni wypełnione Fighting Monkey, a jego były wycieczkami składakiem :) 


























Komentarze